W gościach w sobotę byliśmy.
U naszych dzieciatych znajomych.
I gdyby nie ciągłe strofowanie dzieciarni powiedziałabym nawet, że było całkiem miło...
Niestety, co chwilę słychać było tylko: nie wolno, nie idź tam, nie dotykaj, odejdź...
Długo zatem nie zabawiliśmy.
Nie pozwalam dzieciom na wszystko. Cała czwórka doskonale wie, jak należy się zachowywać w domu i w odwiedzinach. Mamy zasady których przestrzegamy, ale z drugiej strony dom jest od mieszkania, więc chyba nie powinno traktować się go jak muzeum a mebli jak cennych eksponatów.
Bo czy telewizor zepsuje się po dotyku małych, ciekawskich paluszków?
Albo może dywan pobrudzi się gdy się po nim przebiegnie?
Czy też kanapa zniszczy gdy położy się na niej zabawki?
Eh...
U nas salon jest naszym wspólnym centrum dowodzenia. To tam głównie się bawimy, tam czytamy książki i tam zazwyczaj spędzamy czas. Mamy swoją niepisana umowę, że każde dziecko może przynieść jedna zabawkę i nią się bawić. Zazwyczaj jedna to cały zestaw, bo przecież wózek nie może być pusty, lala nie może zostać bez niezbędnych akcesoriów, samochody muszą mieć garaż albo tor do jazdy, a budować można tylko jeśli klocków jest całe pudełko :-)
Tym sposobem salon w dzień i tak zawsze pełen zabawek, ale przynajmniej na noc wszystkie są oddelegowane. W końcu od tego są dzieciowe pokoje :-)
A jak wygląda to u Was? Dzieci urzęduja w swoich pokojach czy raczej po całym domu / mieszkaniu?