wtorek, 29 grudnia 2015

poświątecznie :-)

Było przedświąteczne będzie i poświątecznie ;-)
Święta nam się w tym roku przedłużyły, bo tak naprawdę będą trwały aż d 6 stycznia. Kuba ma wolne, więc stwierdziliśmy oboje zgodnie, że nie ma sensu codziennie zrywać się rano i posyłać dzieci do przedszkola, tym bardziej, że przedszkole niby czynne normalnie, ale grupy mieszane, bo wiadomo, że dzieci będzie zdecydowanie mniej.
Tym sposobem lenimy się w domu całą ferajną ;-) A, że wczoraj została u nas na noc Agatka, to jest całkiem wesoło - taki przedsmak tego, co czeka nas latem :-)
Na chwilę obecną zabawa trwa na całego. Kuba jest Wodzem Indian i z całą resztą małych Indian biegają po domu w poszukiwaniu materiału na swój szałas, wydając przy tym tysiące przedziwnych okrzyków, ogłupieć można - bez dwóch zdań :D
Ja z kolei zaszyłam się dziś w sypialni, bo coś boli mnie kręgosłup i postanowiłam napisać.

No ale miało być przecież o świętach...
...a zatem było tak, jak być powinno. Rodzinnie, gwarno, radośnie i smacznie. Bez żadnych kłótni i niepotrzebnych przytyków. Nawet Gwiazdor nas odwiedził - ku uciesze Julinki i Mateuszka, bo najmłodsze pokolenie nie przyjęło Gościa zbyt entuzjastycznie. Za to prezenty już tak, jakżeby inaczej ;-)
W tym roku postawiliśmy na zestawy lego. Julinka i Mateuszek dostali wymienione w liście do Świętego lego friends, Lilka i Mańka  - zestawy duplo. Jeszcze w wigilię przez długie godziny czuliśmy się jak bezdzietne małżeństwo :-)
Oprócz tego cała czwórka dostała większy prezent - drewniany teatr z zestawem pacynek, Teraz co wieczór zamiast bajki na dobranoc odgrywamy scenki rodzajowe, a śmiechu jest przy tym ogrom :-)

Na Sylwestra planów nie mamy absolutnie żadnych. Zaszyjemy się w swoim gronie i wszyscy razem albo powitamy Nowy Rok, albo go prześpimy,co jest bardziej prawdopodobne.A potem ciężki powrót do codzienności i pierwsze dni Marianki w Klubie Malucha.

A jak Wasze sylwestrowe plany? Imprezy i bale czy jednak domowe zacisze? :-)

wtorek, 22 grudnia 2015

przedświąteczne...

Domek lśni. No dobra, jest czysty. Na tyle, na ile może być czysty przy gromadce dzieci. W każdym bądź razie na podłodze nie widać kurzu, a z szafek po otwarciu nie wypadają przyprawy, to już coś :-)
W pralce pierze się ostatnia tura prania. Na stole zamiast obrusu piętrzą się rzeczy wyprasowane - to z jednej strony i te, które wyprasować by należało - to z drugiej. Na wieszakach wiszą przygotowane wigilijne stroje, chociaż to już z głowy, nie trzeba będzie biegać nerwowo w czwartek i zastanawiać się, co na siebie założyć...
W piekarniku zaczyna rosnąć ciasto marchewkowe z orzechami, Kuchnia powoli wypełnia się jego aromatem...
Pierniki upieczone i polukrowane, to, poza wkładaniem i wyjmowaniem blachy z piekarnika i wyrobieniem ciasta robota dzieci :-)
Pierogi ulepione - tutaj podziękowania ślemy do kochanej Babci.
Na piecu bigos i farsz do ryby po grecku...
Jutro kapusta z grzybami, barszczyk i sernik...
Pakowane prezentów, które na szczęście wszystkie dotarły na czas.
W wigilie rodzinne ubieranie choinki <3

Święta będą spokojne. Rodzinne, I mimo, że przy wigilijnym stole zabraknie jednej, bardzo ważnej osoby to już za rok znów będzie nas więcej.

Dziękuję Tato!

Radosnych Świąt Narodzenia Pańskiego!

poniedziałek, 7 grudnia 2015

:-)

Uwierzycie, że we wrześniu Lilka poszła do przedszkola?
Że Julka i Mat chodzą do niego już drugi rok?
Że Marianka niedługo będzie miała już dwa latka?

Czasami sama w to nie wierzę, przecież dopiero co byłam z Brzdącami w ciąży...

Przedszkole jest super. Cała trójka dzielnie i co najważniejsze z radością tam maszeruje. Co prawda nasze poranki nie należą do najłatwiejszych, ale cały czas wmawiam sobie, że kiedyś będzie lepiej...
Na razie rano nie możemy przedszkolaków wyciągnąć z łóżek. Jak już po wielkich trudach w końcu się to uda to jest wielkie marudzenie, bo a to bluzka nie taka, a to spódniczka za długa, a to pasta do zębów stoi nie tam, gdzie powinna, a to tosty są za bardzo przypieczone, a to mleko do płatków za ciepłe...
Oddycham z ulga, gdy Kuba odwozi ich do przedszkola, a my z Marianką możemy w spokoju zjeść śniadanie i ogarnąć pozostawiony rozgardiasz. Z Marianki niesamowity pieszczoch, gdzie ja, tam i ona. A może lepiej gdzie moje cycki tam ona :-)

Przez pół dnia mamy czas dla siebie, kolorujemy, czytamy książeczki, tulimy się, wygłupiamy, spacerujemy. czasem sprzątamy, pierzemy, gotujemy i prasujemy. Przed 14 wyruszamy w drogę, żeby odebrać przedszkolaki. Najpierw Brzdące, potem Lila, inna kolejność nie zdaje egzaminu, bo niesforna Lilka przy odbieraniu rodzeństwa zupełnie nie współpracuje...

W samochodzie opowieściom i wzajemnemu przekrzykiwaniu się nie ma końca. Lubię ten gwar, te piski, tysiące opowieści. O koleżankach, kolegach, zabawach, zupie śliwkowej i kotlecie, który wyglądał jak musztarda (?!).

Popołudniami królują klocki, lalki i samochody. Dla każdego coś miłego. Dopóki na dworze było jasno większość czasu spędzaliśmy na spacerach, albo rowerowych wycieczkach. Julinka i Mateusz opanowali w wakacje jazdę na rowerach bez bocznych kółek, Lilka przekonała się do swojego rowerka, a Mania towarzyszyła nam albo w foteliku albo na swojej biegówce, w zależności od trasy, jaką mieliśmy pokonać.

Co więcej?
Jest tak normalnie.
Spokojnie.
Radośnie.

Nie chorujemy, przynajmniej na razie. Cukrzyca Lilki jest pod kontrolą, mimo wcześniactwa rozwija się wspaniale, co prawda jeździmy jeszcze co jakiś czas na kontrole, ale wszystkie, ku naszej uciesze, wypadają pomyślnie.

Cieszymy się sobą.
Życiem..
:-)